Anna Maria Żukowska, kobieta-symbol degrengolady klasy politycznej. #biedapolitycy
Siadając do niniejszego tekstu celowo nie chciałem analizować biznesowo-towarzyskiej przeszłości Anny Żukowskiej, bo nie ma to najmniejszego znaczenia. Żurnaliści z reguły dokonują wiwisekcji przeszłości polityka, wyciągając na światło dziennie bardziej lub mnie kompromitujące fakty z jego przeszłego życia, pastwiąc się nad nim bezlitośnie. Po co? Jako element deprecjonujący, mający w opinii publicznej wywołać niechęć do danej osoby — takie klasyczne stosowanie argumentacji “a za PO, to….”. Podłe to i wstrętne, pod każdym względem. Moim podstawowym kryterium oceny działalności polityka są owoce, które rodzi jego działalność. Co mnie obchodzi z kim polityk sypiał, a z kim nie, czy w życiu się potknął, popełnił błąd? Jak wiecie, doświadczenie życiowe płynie z błędnych decyzji, więc im więcej potknięć życiowych w przeszłym życiu polityka, tym lepiej. Przynajmniej zna skalę zagrożeń, potrafi wyciągać wnioski. No chyba, że nazywa się Mejza, albo Kukiz — ci dwaj, to antytezy i patologia sama w sobie.
Dzisiaj skupię się na owocach Anny Marii, a te są, w zależności od sytuacji, albo zgniłe, albo niedojrzałe, albo zwyczajnie niezjadliwe.
W pewnej wymianie zdań na Twitterze Anna Maria napisała do mnie “nie mam smaka na rozmowę z tobą”, gdy zachęcałem ją do dyskusji i wymiany argumentów…